Trzech z czterech największych sprzedawców energii elektrycznej, kontrolowanych bezpośrednio lub pośrednio przez Skarb Państwa, złożyło wnioski o wzrost taryf sprzedaży energii elektrycznej gospodarstwom domowym jeszcze w tym roku – ustalił portal WysokieNapiecie.pl. Najniższy wniosek opiewa na ok. 6%. To efekt szybko rosnących cen giełdowych w Polsce i reszcie Europy.
Z informacji WysokieNapiecie.pl wynika, że trzy państwowe koncerny energetyczne – Energa, Enea i Tauron − złożyły wnioski o zmianę obowiązującej taryfy na sprzedaż energii odbiorcom w gospodarstwach domowych. Liczą na akceptację podwyżek cen dla gospodarstw domowych jeszcze w tym roku. Najniższy wiosek, złożony przez Tauron, opiewa na ok. 6% do końca 2022 roku – ustaliło WysokieNapiecie.pl.
Spółki energetyczne rzadko wnioskują o zmianę taryf w czasie ich obowiązywania, bo proces taryfowania jest czasochłonny i wymaga zaangażowania wielu osób. Zwykle wnioski pojawiają się pod koniec roku, są zatwierdzane przez URE w grudniu i zaczynają obowiązywać od stycznia. Fakt, że koncerny wnioskują do Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki o podniesienie stawek jeszcze na kilka miesięcy przed końcem roku pokazuje z jak wyjątkową sytuacją mamy do czynienia.
Wzrost giełdowych cen energii nie tylko się utrzymał, ale wręcz przyśpieszył w ostatnich tygodniach. W piątek ceny energii z dostawą w 2023 roku pobiły kolejny rekord i wyniosły 1560 zł/MWh. Z kolei cena rozliczeniowa na czwarty kwartał tego roku wyniosła 1757 zł/MWh. Dostawy w godzinach szczytowego zapotrzebowania w czwartym kwartale (gdy gospodarstwa domowe zużywają relatywnie dużo prądu) wyceniono na – bagatela − 1968 zł/MWh (niemal 2 zł/kWh).
Natomiast taryfy po jakich spółki energetyczne sprzedają dziś prąd gospodarstwom domowych wahają się, w najpopularniejszej taryfie G11 (całodobowej), od 413 zł w Enerdze do 415 zł/MWh netto w Tauronie. To niespełna 25% obecnych rynkowych cen na najbliższy kwartał.
A sprzedawcy, w cenach prądu, powinni uwzględnić jeszcze obowiązek zakupu kolorowych certyfikatów, wspierających OZE i efektywność energetyczną, akcyzę (tylko chwilowo została obniżona do zera), profil odbiorców (dokupowanie dla klientów droższych godzin szczytowych) i swoją marżę.
Nie jest jednak przesądzone, że Prezes URE uzna to za argument do zmiany taryf. Sprzedawcy energii z urzędu, czyli cztery największe grupy energetyczne, powinni zabezpieczać dostawy energii dla swoich klientów znacznie wcześniej, głównie w poprzednim roku. Chociaż ceny dostaw energii na ten rok zaczęły rosnąć już wiele miesięcy temu, to jednak średnia ważona cena kontraktu na 2022 roku wyniosła w 2021 roku „jedynie” 378 zł/MWh. Nie wszystkie produkty są jednak płynne, a więc znajdują wielu oferentów i kupujących, więc zapewnienie pokrycia wyższego zimowego zapotrzebowania odbiorców domowych w ubiegłym roku mogło być trudne.
Jeżeli jednak któraś z grup energetycznych kupiła w ubiegłorocznej cenie więcej prądu niż jej klienci zużywają, nadwyżki może odsprzedawać teraz z dużym zyskiem. Gorzej, jeżeli nie doszacowała zużycia u swoich klientów i musi teraz dokupować brakującą energię. O to drugie wcale nie było trudno, bo po bardzo dynamicznym wzroście zapotrzebowania już w ubiegłym roku (aż o 5,4% r/r), wzrost zużycia odbiorców w tym roku wciąż się utrzymuje i od stycznia do maja wyniósł 1,6% r/r.
Taryfy regulowane to 10 mln odbiorców
Z „taryf”, czyli stawek za energię regulowanych przez URE, korzysta dziś ok. 10 mln polskich rodzin. Pozostałe 5 mln odbiorców domowych korzysta z „cenników” czy też „ofert”, a więc wolnorynkowych stawek, często z dodatkowymi usługami takimi jak dostęp do prywatnej opieki medycznej, serwisantów, ekologicznej energii czy gwarancji rabatów lub cen na kolejne lata.
To czy korzystamy z „taryfy” czy „cennika” najłatwiej rozpoznać po tym czy na rachunku za energię mamy taką pozycję jak „opłata handlowa” albo „stawka stała” – są one doliczane jedynie do wolnorynkowych umów i zwykle wynoszą od 5 do 35 złotych miesięcznie.
Cenniki dla 5 mln rodzin „na cennikach” też wzrosną
Ceny energii w ofertach dla pozostałych 5 mln gospodarstw domowych często już wzrosły. Wczoraj pisaliśmy o ofercie PGNiG, która zaoferowała swoim klientom sprzedaż prądu po 1,70 zł/kWh i opłatę handlową w wysokości 35 zł/m-c brutto. Z kolei Tauron, w ramach oferty z gwarancją utrzymania niskich cen prądu (50 gr/kWh) zaoferował klientom posiadającym już taki produkt, którym umowa się kończy zachowanie cen energii na kolejny rok, ale podwyższenie od stycznia opłaty handlowej do 155 zł/m-c z VAT.
Inne cenniki wolnorynkowe też zapewne będą drożeć. Większość z nich to jednak „gwarancje rabatu”, czyli oferta ze stawką odnoszącą się do cen taryfowych. Gdy taryfy pójdą do góry, odbiorcy z takim produktem też otrzymają wyższe rachunki, ale z gwarantowanym rabatem wynoszącym zwykle od 0,2% do 10% względem stawek z taryfy zatwierdzonej przez URE.
Sytuacja na rynku energii jest dziś jednak tak trudna, że część mniejszych sprzedawców w ogóle zrezygnowała z oferowania energii elektrycznej nowym odbiorcom domowym. – Nie ofertujemy już nowych klientów w grupie G [gospodarstw domowych – red.]. Skupiliśmy się na drobnych odbiorcach biznesowych, zwłaszcza w taryfie C, tam duzi sprzedawcy energii stosują na tyle wysokie marże, że mniejsi sprzedawcy bez problemu mogą zaoferować im niższe ceny. Z kolei na rynku sprzedaży energii elektrycznej do odbiorców domowych marże mogą być w przyszłym roku wręcz ujemne – dodaje nasz rozmówca.
Ceny rosną w całej Europie
Problem dynamicznego wzrostu cen energii na rynku hurtowym i w efekcie wzrostu cen sprzedaży energii do odbiorców końcowych, dotyczy dziś praktycznie całej Europy i większości świata. Popandemiczna odbudowa gospodarki, za którą nie nadążyła podaż surowców energetycznych, a następnie wojna, wywindowały najpierw ceny uprawnień do emisji CO2, a następnie surowców energetycznych. W Polsce, ze względu na utrzymywanie przez wiele miesięcy niższych cen giełdowych niż u naszych sąsiadów, zaczęło w końcu brakować węgla z krajowych kopalń, bo na taki skok zapotrzebowania nie da się utrzymywać ich zdolności wydobywczych w rezerwie. W efekcie dziś wiele elektrowni ogranicza produkcje prądu, bo nie ma czym palić w kotłach, a efektem jest wzrost cen prądu i import, który pomoże nam przynajmniej zgromadzić zapasy węgla na zimę, która może być jeszcze trudniejsza niż obecna sytuacja.
Źródło: wysokienapiecie.pl