Po wybuchu wojny na Ukrainie kraje europejskie przystąpiły do pilnych prac nad przyspieszeniem transformacji energetycznej oraz uniezależnienia się od surowców importowanych z Rosji. Derusyfikacja energetyki w Polsce obejmuje m.in. węgiel, który w znacznej części jest spalany w naszych domach. Zapowiedź embarga, o ile jest słuszna, to może się słono kosztować polskie gospodarstwa domowe. Pozytywem wydaje się fakt, że może to być kolejny czynnik przyspieszający wymianę przestarzałych i emisyjnych kotłów na nowsze technologie. Pytamy ekspertów.
Po koniec marca premier Mateusz Morawiecki ogłosił „najbardziej radykalny w Europie plan odejścia od rosyjskich węglowodorów”. Rosja używa eksportu surowców paliw i węgla do politycznego szantażu, ale także obecnie jako narzędzia wojny. W związku z tym Polska zapowiedziała rezygnację z rosyjskich surowców, w tym węgla. Premier zapowiedział wejście w życie ustawy obejmującej zakaz importu węgla z Rosji, która może być przyjęta przez Parlament już w kwietniu 2022 roku.
Wzrosty cen węgla są nieuniknione
Magdalena Maj, kierownik zespołu klimatu i energii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, informuje w komentarzu dla portalu GLOBENERGIA, że rosyjski węgiel stanowił w 2021 roku ponad 60 proc. importowanego surowca w Polsce, z czego blisko 100 proc. to węgiel kamienny. Większość importowanego węgla ogółem (ok. 60 proc.) trafia przede wszystkim do gospodarstw domowych.
Embargo na węgiel importowany z Rosji z pewnością odbije się na rachunkach statystycznego Kowalskiego. Według wyliczeń ośrodka analitycznego Instrat, rosyjskim węglem swoje domy ogrzewa aż 37 proc. gospodarstw domowych, w tym 70 proc. na wsi. Znaczna część osób węgiel stosuje także do podgrzania wody.
Może zabraknąć węgla…
W ocenie Bernarda Swoczyny, głównego eksperta w programie Energia & Klimat Fundacji Instrat, jest poważne ryzyko, że będzie brakowało „czarnego złota”, bo obecnie większość węgla importowanego z Rosji trafia właśnie do gospodarstw domowych lub innych małych odbiorców np. gospodarstw rolnych, małego biznesu, lokalnych ciepłowni.
Dodaje, że polskie kopalnie wydobywają głównie węgiel dla elektrowni i dla hut, a węgla nadającego się do małych kotłów o połowę za mało. Takiego węgla już teraz brakuje, a przed następnym sezonem grzewczym będzie brakować jeszcze bardziej.
“Pamiętajmy, że do ceny którą ponoszą gospodarstwa domowe dolicza się też cenę workowania i transportu, a plastik i paliwa drożeją, także to też dokłada się do ceny węgla” – wskazuje ekspert.
Z kolei w ocenie Aleksandra Śniegockiego, prezesa Instytutu Reform, węgla fizycznie nie zabraknie, bo mamy wystarczająco dużo czasu, żeby przed kolejnym sezonem grzewczym przerzucić się na dostawy z innych kierunków niż Rosja.
“Trajektoria cen w tym momencie jest nie do przewidzenia, bo już obecnie mamy do czynienia z głębokim szokiem na rynku czarnego surowca. W kolejnych miesiącach powinno dojść do korekty na rynku globalnym, jednak nie spadnie ona do poziomów sprzed kryzysu. Do tego dojdą wyższe koszty sprowadzenia surowca do Polski. Znaczy to, że czekają nas na pewno ceny znacznie wyższe niż w ubiegłym roku. Nie spodziewałbym się, że ceny ponad 2 tys. zł za tonę zostaną z nami na trwałe, mogą nas jednak czekać przejściowe okresy kolejnych rekordów cenowych” - komentuje Śniegocki.
Zauważa, że widoczny jest obecnie spadek zainteresowania wymianą kopciuchów. Wobec skokowego wzrostu cen wszystkich nośników energii – a szczególnie gazu, który był najpopularniejszą alternatywą dla węgla – spadła gotowość Polaków do jakichkolwiek inwestycji w nowe źródła ciepła.
Dodaje w rozmowie z GLOBENERGIA, że potrzebna jest odpowiednia zmiana również na poziomie polityki publicznej i porzucenie modelu prostej zamiany węgla na gaz - zwrócono na to uwagę w ostatnim raporcie Instytutu Reform poświęconym programowi „Czyste Powietrze”. Śniegocki podkreśla, że każda oszczędność pomaga ustabilizować sytuację na rynku w krótkim okresie oraz stanowi cegiełkę do budowy długotrwałej odporności polskiej gospodarki na kolejne szoki na rynkach surowców.
Przyspieszenie „odejścia od kopciuchów” jest już widoczne. Kluczowa jest termomodernizacja
“To już się dzieje. Od początku roku kotły na węgiel wypadły z programu „Czyste Powietrze” i widzimy, że znacznie wzrósł udział wniosków na pompy ciepła i na kotły na biomasę. Odchodzenie od węgla nie powinno ograniczać się do zmiany kotła, ale powinno być połączone z głęboką termomodernizacją, czyli takim zadbaniem o dom, aby zatrzymywał ciepło jak termos. Dzięki termomodernizacji możemy obniżyć zapotrzebowanie na ciepło aż o trzy czwarte i to nie na jakiś czas (każde urządzenie grzewcze ma swój czas życia), ale na pokolenia” – komentuje ekspert Instratu.
Dodaje, że głęboka termomodernizacja, czyli ocieplenie wszystkich ścian, połączone z wymianą i uszczelnieniem okien i instalacją wentylacji odzyskującą j ciepło powinna być priorytetowo wspierana przez programy dotacyjne.
“Wymiana kopciuchów jest ważna, jednak po co nalewać wody do wiadra, które jest dziurawe? Jeśli raz a porządnie ocieplimy nasze domy, uciekniemy z pułapki coraz wyższych rachunków, w którą wpycha nas drogi węgiel” - mówi Swoczyna.
Przypomnijmy, że w tym roku zostanie uruchomiony program Moje Ciepło, który będzie oferował dotacje do pomp ciepła dla nowych budynków. Ma on przyspieszyć rozwój tej technologii w nowym budownictwie. Planowane jest także uruchomienie program Czyste Mieszkanie, które będzie programem „bliźniakiem” programu „Czyste Powietrze”, z tym że będzie skierowany do obszaru budynków wielorodzinnych. Głównym obecnie programem wspierającym odejście od węgla jest Czyste Powietrze. Według najnowszych danych (1.04.2022 r.), ponad 418 tys. Polaków zdecydowało się na dofinansowanie do termomodernizacji lub/i wymiany przestarzałego źródła ciepła.
Źródło: globenergia.pl